Autor: Kerstin Gier
Tytuł oryginalny: Smaragdgrün
Ilość stron: 456
Seria: Trylogia Czasu #3
Ocena: 6/6
Zieleń Szmaragdu to trzeci tom trylogii czasu. Co robi dziewczyna, której właśnie złamano serce? To proste: gada przez telefon z przyjaciółką, pochłania czekoladę i całymi dniami rozpamiętuje swoje nieszczęście. Ale Gwen - podróżniczka w czasie mimo woli - musi wziąć się w garść, chociażby po to, żeby przeżyć. Nici intrygi z przeszłości także dziś splatają się w zabójczą sieć. Złowrogi hrabia de Saint Germain jest bardzo bliski swego celu: Gwendolyn musi stanąć do walki o prawdę, miłość i własne życie.
Kerstin Gier ze swoją Trylogią Czasu już dawno podbiła moje serce. O ile w pierwszej części się nie zakochałam, wręcz przeciwnie, bo trochę mnie nawet zniechęciła, o tyle już kolejne były przemiłym zaskoczeniem i w 100% przekonały mnie do pokochania tej serii.
Zieleń Szmaragdu jest już niestety ostatnią częścią trylogii, co niezmiernie mnie zasmuciło (oczywiście nie spodziewałam się po trylogii innej liczby tomów niż 3), bo mam wrażenie, jakby moja przygoda z serią dopiero co się zaczęła, a tak naprawdę jest to już jej koniec. Ale! Choć przygoda ta wydaje mi się zbyt krótka, była to jedna z lepszych, jakich do tej pory doświadczyłam.
„- Kocham cię Gwenny, proszę, nie zostawiaj mnie.”
Trzecie część serii zaczyna się w miejscu, w którym zakończyła się poprzednia. Gwendolyn nie dość, że została wciągnięta w całą sprawę z podróżami w czasie, chronografami i zamykaniem kręgu, to jeszcze wyjątkowo atrakcyjny Gideon złamał jej serce. Na szczęście przy jej boku wiernie stoją jej przyjaciele (Leslie i Xemerius) oraz rodzeństwo i Pan Bernhard.
„Zostańmy przyjaciółmi - ten tekst to już doprawdy był szczyt. Na pewno za każdym razem gdy ktoś wypowiada te słowa, gdzieś na świecie umiera jedna nimfa.”
chociaż moim zdanie to powinno brzmieć:
„Zostańmy przyjaciółmi - ten tekst to już doprawdy był szczyt. Na pewno za każdym razem gdy ktoś wypowiada te słowa, gdzieś na świecie umiera jedna nimfa PANDA.”
Bohaterzy książki są przecudowni, o czym wspominałam już chyba w recenzji poprzedniej części. Gwendolyn chwilami sprawia wrażenie niesamowicie głupiej, ale to nie jest w stanie zmienić faktu, że ją uwielbiam i mogę się z nią poniekąd utożsamiać.
Gideon! Muszę przyznać - niesamowity facet. O ile samej serii nie polubiłam od pierwszego tomu to jego już od samego początku pokochałam. Nie muszę chyba mówić dlaczego. Autorka wspaniale go wykreowała. W niektórych momentach mnie denerwował, ale to nie zmienia faktu, że jest bardzo atrakcyjny.
Xemerius! Nad nim już rozczulałam się przy okazji recenzji Błękitu Szafiru, moje odczucia co do niego nie zmienił się od tamtego czasu. Nadal niesamowicie mnie bawi. :)
„- Obaj wyczekiwani z utęsknieniem książęta z bajki tego ranka pozostawili swe konie w stajni i przyjechali metrem - zadeklarował uroczystym tonem Xemerius.- Na ich widok księżniczkom zalśniły oczy i gdy spotkał się ze sobą zmasowany ładunek młodzieńczych hormonów w postaci zakłopotanych całusków na powitanie i kretyńskich uśmiechów, mądry i niezrównanie piękny demon musiał niestety zwymiotować do kosza na śmieci.”
Kolejnym bohaterem, o którym warto wspomnieć przy okazji tej części jest Pan Bernhard, który w poprzednich nie grał zbyt znaczącej roli, jednak teraz wkracza do akcji i wiernie stoi u boku Gwen pomagając jej.
Książka niesamowicie wciąga, zaskakuje i jest pełna zwrotów akcji. Wywołuje w czytelniku niemalże wszystkie możliwe emocje począwszy od histerycznego śmiech, przez gniew, zaskoczenie, zmieszanie, na wzruszeniu, a wręcz płaczu kończąc.
„-Ale z miłości robi się rzeczy, których inaczej by się nie zrobiło. (...). Kiedy kochasz, ten drugi człowiek jest dla ciebie ważniejszy niż ty sama.”
Muszę przyznać, że zakończenie książki było dla mnie dość zaskakujące. Nie chodzi nawet o sam wątek miłosny, bo wiedziałam, że relacja pomiędzy Gwen i Gideonem będzie taka, jaka będzie. Ale samo zakończenie wątku przewodniego (jak i wątku więzi rodzinnych i drzewa genealogicznego) było według mnie bardzo pomysłowe i w sumie nawet nie pomyślałam o tym, że coś takiego może się wydarzyć. Sama akcja zakończenia nie trwała długo, choć autorce udało się momentami trzymać mnie w napięciu. Części:
1. "Czerwień Rubinu"
2. "Błękit Szafiru"
3. "Zieleń Szmaragdu"
Podsumowanie: Za mną już ostatnia część serii, a szkoda, bo bardzo ją pokochałam. Oczywiście książka jest nieziemska i zdecydowanie warto po nią sięgnąć.
Wyzwania:
A.
chyba nie podobała mi się aż tak jak Tobie, ale wspominam Zieleń (jak i całą serię) dobrze :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ci się przynajmniej podobało :)
UsuńUwielbiam całą serię <3 Uśmiałam się przy niej do łez :)
OdpowiedzUsuńhahaha to tak jak ja! Dawno nie spotkałam takich zabawnych postaci :)
UsuńJa odkąd o niej usłyszałam poluję na książki w bibliotece ;))
OdpowiedzUsuńPoluj, poluj, bo warto przeczytać :)
UsuńOd dawna planuje zabrać się za tą serię, ale zawsze coś innego wpada w moje ręce. W najbliższym czasie muszę koniecznie rozpocząć pierwszy tom. :)
OdpowiedzUsuńkoniecznie! bo warto :)
UsuńFenomenalna seria! :D Jedna z moich ulubionych! Aaaa, aż chce mi się do niej wrócić :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam extra ciepło w ten zimowy dzień! :D
ksiazkatoniewiasta.blogspot.com
Tak, też wspominam teraz bardzo ciepło tę książkę :)
UsuńA do Ciebie z przyjemnością zajrzę :)
"Zieleń szmaragdu" to książka najlepsza z całej trylogii ;) Uwielbiam ją <3
OdpowiedzUsuńWidzę, że ktoś podziela moja zdanie! bardzo się cieszę, że tak sądzisz :)
Usuń